Kolejnym, jednym z siedmiu, kandydatem na stanowisko burmistrza Wielunia, którego postanowiliśmy przedstawić na naszych łamach jest 56-letni przedstawiciel Forum Samorządowego Ziemi Wieluńskiej, bezpartyjny samorządowiec, mgr inż. rolnictwa Waldemar Kluska.
Jak w każdej kampanii, znaleźli się również i przeciwnicy kandydatury Waldemara Kluski. Rozmówca skarżył się na rzucane mu, z tego powodu, kłody pod nogi ale ojciec jeszcze w dzieciństwie nauczył go hartu ducha.
Przez dwa tygodnie były ataki z różnych stron na mnie abym się jednak zastanowił czy dobrze robię, że startuję. I to od osób, których bym nigdy o to nie podejrzewał: „ale ty się tak dobrze zastanowiłeś?”. Tak, odpowiadałem, dobrze bo ja się nie cofam. Jak już się podejmuje tak mocną decyzję to nie po to aby w przedpokoju stanąć tylko aby przejść do końca bo wtedy to ma sens, człowiek szanuje i siebie i otoczenie.
Obecny włodarz, gdy się dowiedział o moim starcie, to zwołał nagłą naradę naczelników po to, aby zabrać mi moją pieczątkę. Wypowiedział mi wtedy swoje umocowania (upoważnienia – przyp. red.), i powiedział, że nie mogę w jego imieniu podpisywać pewnych dokumentów. Powiedział też, że on to traktuje jako wotum nieufności wobec swojej osoby. To jest dla mnie niesprawiedliwość. Jakby przywoływał gówniarza do porządku. Według mnie to tchórzostwo z jego strony gdyż nie było go stać na choćby rozmowę ze mną na ten temat. Taka niesprawiedliwość budzi we mnie działanie, mnie to nie osłabia tylko wzmacnia.
Jeśli ktoś jest niepewny siebie to widocznie jeszcze nie dojrzał. Ja dojrzałem. Może to dojrzewanie nie jest tak szybkie ale myślę sobie, że co powoli to na jakości nie traci. Bardzo kultywuję zasady wpojone przez rodziców, tzn. postrzeganie świata w spokojny sposób. Tata mi zawsze mówił: „pamiętaj, małą łyżeczką, nie chochlą bo się zadławisz”. Tata nie żyje od 12 lat a ja szanując pamięć po nim nie chcę jej zepsuć jakimś nieodpowiednim działaniem.
Tata zawsze mnie wspierał. Byliśmy nie tylko w relacjach tata-syn ale przede wszystkim byliśmy przyjaciółmi. To nie często się zdarza. Obaj mogliśmy zawsze na siebie liczyć. Tak się zachowywał mój tata i staram się to kultywować. We wszystkich momentach zwrotnych mojego życia, gdziekolwiek bym nie był, to zawsze się pojawiał.
Był taki czas gdy jeden rok studiowaliśmy z żoną w Zamościu. On potrafił tam przyjechać, potrafił przyjechać na naszą półroczną, w trakcie studiów, praktykę koło Piły. Dzięki temu, że pojawiał się w ważnych momentach mojego życia to czułem się bezpieczniej. Czułem, że zawsze mogę z nim o wszystkim porozmawiać i myślę, że dzięki temu on też czuł się spokojniejszy.
Zobaczył, przemyślał, nie musiał sobie już wtedy wyobrażać tylko wiedział. To jest strasznie ważne dla młodego człowieka. Mając dwadzieścia parę lat wydaje się, że jest dorosły, a jednak nie jest. Każdy z nas potrzebuje ciepła drugiej osoby, przytulenia, akceptacji i powiedzenia: „cieszę się, że jesteś, jest mi z tobą dobrze”.
Pamiętam z dawnych lat takie zdanie: „ja to bym chciał się z tobą zestarzeć”. Wtedy nie mogłem tego pojąć, teraz wiem co to znaczy. To jest piękne i wcale się nie dziwię, że potrafią się zawiązywać takie relacje między starszymi osobami. Każdy potrzebuje miłości. Wszyscy też potrzebują akceptacji drugiej osoby, szacunku i przyjaźni.
To tak samo jak w małżeństwie, jeśli małżonkowie potrafią się zaprzyjaźnić to małżeństwo odniesie sukces bo fascynacja, uroda wiadomo, że przeminie. Jeśli się nie ma tej świadomości to człowiek się rozczaruje i później szuka czegoś innego. Aby mieć w drugiej osobie powiernika i przyjaciela to jest ta istota wszystkiego.
Nasz rozmówca opowiada o tradycji w swoim domu: kto pierwszy z małżonków wstanie, na ogół koło godz. 6:00, to robi kawę i później jest czas, mają godzinę dla siebie. Wtedy to właśnie rozmawiają i podsumowują dzień poprzedni.